Kogo chronią schroniska dla zwierząt?

Kogo chronią schroniska dla zwierząt?
Oceń
(Ocena: 5, Głosów: 1)
Schroniska dla zwierząt tworzą przestrzeń getto, w której izolujemy niechciane naszym oczom drapieżne. Ta swoista przechowalnia dla kotów i psów, gdzie przechodzą one gehennę zamknięcia, wybrukowana jest naszym poczuciem moralności, którym się szczycimy. A jednak Przyroda zawsze stała na własnych nogach, a jeżeli twierdzimy, że dopiero nasza pomoc pozwala zwierzętom na życie w humanitarnych warunkach -rzekomo lepszych od tych pierwotnych - to nazywamy niezgrabnie to, co w istocie jest tylko manią porządku i segregowania. Porządek każe, aby wszystko, co bezpańsko włóczy się po ulicach i nie ma dowodu na bycie przez kogoś posiadanym, zaraz zostało zaszeregowane, ustawione, określone i w efekcie okiełznane. Czym zatem w istocie jest schronisko i kogo tak naprawdę chroni? Dane z raportu Najwyższej Izby Kontroli ukazują, że znacząca ilość schronisk jest przepełniona. Zwierzęta tłoczą się na małych przestrzeniach, a niekiedy umierają z powodu braku miejsca. Mało doceniamy odkrycie naukowców, które mówi, że każde zwierzę do swojego życia potrzebuje nie tylko jedzenia, ale i przestrzeni. Mały obszar do poruszania się skutkuje brakiem możliwości realizowania swojego potencjału wolności, a jest to, jak wykazały badania, najbardziej zabójcze dla życia osobniczego zjawisko. Zwierzę, które nie może się „wyhasać” staje się agresywne. Jeżeli nie może okazywać agresji, jej energia zwraca się do wewnątrz i tam pustoszy zwierzę od środka objawiając się apatią, która niestety często jest stanem, w jaki wpadają zwierzęta w schroniskach. Moralne podłoże, na którym stoi idea tworzenia schronisk dla psów i kotów jest w pewnym sensie oczywiste. Jesteśmy społeczeństwem, które wytwarza biedę zwierząt i musi trudzić się w usuwaniu jej skutków. O tym, jak doskonale działają służby porządkowe schronisk można się przekonać dokonując spojrzenia wstecz, w dziecięcą przeszłość, na której drodze znajdowały się zwykle chmary bezdomnych psów. Jeden nie miał oka, drugi nogi, trzeci miał wszystko, a czwarty lizał nam stopy, kiedy piąty na nas szczekał. Dzisiaj na tej samej ulicy nie ma ani jednego bezdomnego psa, jakby były one majakiem dzieciństwa i skończyły się wraz z nim. Gdzie są teraz? W schroniskach.
Jak podaje Najwyższa Izba Kontroli "liczba zgonów zwierząt umieszczonych w schroniskach (także w wyniku eutanazji) jest wciąż wysoka. Umiera w nich 25 proc. psów i 30 proc. kotów". Mimo tego nadal wyłapuje się zwierzęta z ulicy, po to, by skazać je na humanitarne schroniska, które nie rozwiązują problemu, a dopiero go tworzą. Panuje bowiem przekonanie, że winę za zaistniały stan rzeczy ponosi popęd seksualny psów i kotów, który mnoży przez setki istnienia uliczne. Dlatego też zwierzęta te wtłacza się w przymusowy program sterylizacji i kastracji. Nikt nie pomyślał o przymusowym programie obcinania ludziom rąk, które potencjalnie będą chciały wziąć na wychowanie psa. Taka „kastracja” na tej samej zasadzie, co zwierząt, pozwoliłaby na uniknięcie wielu niepożądanych później zachowań. Należy także zwrócić uwagę na to, że wykastrowany kot żyje dłużej nie dlatego, że został wykastrowany, ale dlatego, że siedzi jak leniwiec w domu. Udowodniono, że zwierzęta nie umierają tak po prostu, tylko po osiemset milionowym uderzeniu serca. Każde dostaje tyle samo uderzeń serca, tylko od rytmu w jakim ono bije u każdego osobnika, zależy jak szybko dokona się kres tych uderzeń. Przykładowo serca kolibra bije z prędkością 1200 uderzeń na minutę, natomiast słonia 80 razy na minutę. Tym samym koliber żyje przez kilkadziesiąt miesięcy natomiast słoń przez 60 lat. Wykastrowany kot natomiast nie eksploatuje się w upartym łowiectwie i wymagającym sporej dawki energii drapieżnictwie (które potem z nawiązką odsypia), dlatego też jego serce bije wolniej, co skutkuje dłuższym życiem. Mamy więc dłuższe życie kota, który musi w zamian przestać być kotem. Projektujemy na zwierzęta nasze pragnienie życia więcej i wydłużamy kotu długość życia w zamian za jego życie samo. Jak wielkie szkody wyrządza schronisko w naszych własnych odruchach moralnych! Schronisko niesie na sobie krzyż całej ludzkości, która tym samym zrzeka się własnej odpowiedzialności za to, co sama spotyka na swojej drodze. Zamiast zająć się osieroconym kotkiem lub psem przechodzimy obok "bo schronisko jest od tego". Idziemy zwolnieni od patrzenia i własnego serca, z którego wyręczają nas organy państwowe, schroniska i najwyższe izby kontroli sumienia. Warunki w schroniskach są straszne, ale straszniejsza od nich jest sama idea porządkowania świata, który nie znosi, aby po ulicach chodziły koty i psy na własną łapę. Zwierzęta te zamyka się w zatłoczonych schroniskach, żeby usunąć nam sprzed nosa wszystko, co świadczy o tym, że życie jest bezpańskie i bezdomne. Że rządzi się nie Konstytucją a Przypadkiem, którego tajemnicy nie dociekamy, tylko próbujemy Kontrolować. Boimy się nędzy wygłodniałych psów, która nie może odwracać na ulicy naszej uwagi od smartphonów. Na Ukrainie koty wszystkich ras pałętają się miedzy ulicami nadając stolicy tego kraju niepowtarzalną atmosferę. Koty żyją z ludźmi w zgodzie. Można je spotkać w sklepie, jeżeli mają akurat ochotę przejść się między półkami. Koty należą tam do wszystkich i wszyscy je karmią, ale to one wyznaczają ścieżki swojego życia. Ludzie są tam w przyjaźni z kotami, a one odwdzięczają się przyjaźnią pozwalając się zawsze przytulić. I to wszystko dzieje się bez schroniska, które po prawdzie, służy nam po to jedynie, aby schronić się przed nieprzewidywalnością Natury. Ulice stają się jak centra handlowe, na których nie znajdziemy nic niepokojącego, a schroniska są jak getta, które gromadzą wszystkie niechciane nam osobliwości.

Komentarze

Wszystkie komentarze
  • 0

    Genialny artykuł, dziękuję

  • 0

    Jest coraz więcej zwierząt szukających nowego domu i nie wszystkie znajdują sie w schroniskach. Często nie są to psy i koty, ale szczeniaki i kocięta. Jako przykład posłużę się serwisem, który jest ogólnopolską bazą zwierząt do oddania. Np. psy: https://aniland.pl/ogloszenia/do-oddania/psy/ Jest ich całkiem sporo, a nowych domów mało...

  • 0

    Nasza sąsiadka, która liczy już sobie 77 lat od 10 lat karmi wszystkie koty na osiedlu. Jest ich około trzydziestu. Uwielbiam te bezdomne Kocury, wspaniale zakrzywiają osiedlową przestrzeń i skupiają ją całą w swojej dumnej obecności. Uwielbiam jak siedzą na samochodach, na schodach, na ławkach, na drzewach. Zawsze bawię się w taką zabawę "w znajdowanie Kota". Patrzę w jakieś miejsce i znajduję kształt Kota odznaczający się na przykład na czarnej ziemi. Uwielbiam jak siedzą w oknach piwnicznych albo jak siedzą całą gromadą pod oknem naszej Sąsiadki i czekają na wątróbkę, którą im rzuci. I tutaj właśnie zaczyna się problem. Te Koty są w naszej okolicy tak licznie, bo wiedzą, że są tutaj karmione. I niby wydawało się, że piękna rzecz. Kobieta od dziesięciu lat regularnie karmi koty. Mogłaby siedzieć przed telewizorem i oglądać telenowele, a tymczasem sama chodzi dwa razy w tygodniu po 7 kg wątróbki (od kiedy się wprowadziliśmy wyręczamy ją z tego faktu kiedy tylko możemy). Sama zagrzewa wątrobę, gotuje makaronu i zbiera z lodówki wszystkie inne smakołyki. Regularnie o 4 po południu wychodzi za śmietnisko i każdemu Kotu wkłada do miseczki papierowej jego porcję jedzenia. Zawsze dba o to, żeby koty sobie nie wyjadały i żeby każdy dostał. Jak widzi, że któregoś nie ma, woła go po imieniu. Koty zwykle czekają już na nią, czasami pod blokiem i potem wszyscy wędrują na tyły domu koło śmietnika, gdzie odbywa się cała ceremonia. Uwielbiam to widzieć. Koty są bezbłędne. Po raz pierwszy tworzą stado. Tworzą małą społeczność, która zapatrzona jest w tę Starą Kobietę jak w ich Wielką Matkę. I wydawałoby się, że Kobieta robi coś dobrego. A jednak tak nie jest! Mieszkańcy bloków mają do Niej o to pretensje! O to, że przez Nią na osiedlu jest dużo kotów, że rzuca im wątróbkę, że dzieci są narażone na kocie choroby (nie ma tu piaskownicy, ale mimo to widzi się w kotach zagrożenie dla dzieci)! Parę tygodni temu sąsiad przyszedł z pitbullem i puścił go ze smyczy na Koty, potem odgrażał się naszej sąsiadce, że spotka się z nią w sądzie właśnie za to i tylko za to, że karmi koty! (jak się okazało sąsiad jest policjantem. Uciszył się, jak się dowiedział, że syn naszej Sąsiadki jest jego komendantemXDD). Ale ja się pytam, czy to jest zbrodnia? Czy wzięcie odpowiedzialności za bezdomne zwierzęta musi się wiązać z takim ostracyzmem społecznym? Czy przypadkiem wszystko nie dzieje się na odwrót i osoby, które powinny być szanowane za to, że nie czekają aż ktoś wyręczy ich z działania, są wykpiwane? Z kim tu jest coś nie tak? Z naszą Sąsiadką czy z biernym społeczeństwem, które aktywizuje się tylko wtedy, kiedy ktoś zakłóca ich bierność??!

  • 0

    Poprawione, dzięki za uwagi :)

  • 0

    Błąd w tekście, zwierzęta to nie naczelne, a poza tym półki pisze się przez ó

  • 0

    Lubię psy!!!!!!!!!!!!!!!